OSTATNIE WPISY
Ostatnio wzięło mnie mocno na wspominki z Korei. Tęskno mi strasznie za tanim, pysznym żarełkiem, piękną i ciepłą jesienią, ale też po prostu za otaczającym mnie zewsząd koreańskim gwarem.  T̶a̶k̶ ̶j̶a̶k̶b̶y̶m̶ ̶t̶e̶r̶a̶z̶ ̶ż̶y̶ł̶a̶ ̶w̶ ̶c̶i̶s̶z̶y̶ ̶i̶ ̶s̶p̶o̶k̶o̶j̶u̶

Wspominki = zdjęcia, i tak właśnie przypomniałam sobie o wizycie w tematyczniej kawiarni w stylu Hogsmeade, którą odwiedziłam ze stacjonującymi wtedy w Daegu znajomymi.


Dojazd

Od razu muszę zaznaczyć, że niestety nie dowiecie się ode mnie dokładnie, jak dostać się do kawiarenki. Po pierwsze, nie jestem pewna, czy takie wskazówki by Wam coś dały, bo jednak opcji dojazdu może być kilka, w zależności od tego, z jakiego miejsca w Daegu startujecie.
Po drugie - zwyczajnie NIE PAMIĘTAM, jak my się tam dostałyśmy. Pamiętam tyle, że wyprawę zaczęłyśmy spod Grand Hotel w dzielnicy Suseong (수성구). Przyznaję się bez bicia, że poruszanie się koreańskimi autobusami po prostu mnie przeraża, do autobusu wsiadłam raptem parę razy, metro zawsze wygrywa. Ale Daegu ze swoimi trzema liniami metra to nie Seul, linii 12+ 💔, więc autobusami i taksówkami poruszałam się dużo częściej.

Wracając - wskazówek krok po kroku nie udzielę, ale podam adres, i zaznaczenie na mapce!  ̶s̶h̶a̶m̶e̶  Wiadomo, że osoby, które będą chciały się tam wybrać, będą korzystały z dobrodziejstw typu google maps i innych cudów, bez których nasze młode i zdolne pokolenie zginęłoby w tempie natychmiastowym. My też podążałyśmy za nawigacją, żeby nie zgubić się wśród licznych koreańskich uliczek. 


ADRES: 경상북도 경산시 성암로12길 36-11, Daegu
(36-11 Seongam-ro 12-gil, Gyeongsan, Gyeongsangbuk-do)

*** 

Wystrój

Kawiarenka może i nie powala wielkością, ale fani Harry'ego Pottera i tak będą zadowoleni 😊 Kominek, a nad nim miotła, cegła na ścianach, fotografie czarodziejów, szaty, księgi, szaliki z motywami czterech domów w Hogwarcie, wycinki z 'Proroka Codziennego'... Były nawet okulary podobne do tych, które nosił Harry 😉 Dla mnie, prawdziwego Potterhead'a, warto było się pomęczyć ze znalezieniem tego miejsca! Jedynie bar jakoś nie pasował mi do całości.











Menu

Hogsmeade = kremowe piwo, i tego właśnie trunku chciałyśmy spróbować w Daegu. Niestety, mimo zachęcającego standingu przed wejściem, nie było nam to dane, bo to, co dostałyśmy po jego zamówieniu, nie okazało się nawet zwykłym piwem. 'Kremowe piwa' zamówiłyśmy dwa, plus americano i bodajże jakąś kawę. Najnormalniejszym wytworem okazało się to ostatnie. Butter beer zaś smakowo przypominało trochę lemoniadę plus było posypane pokruszonym oreo(?!), a do americano dodano plastry cytryny(?!?!?!). Zamówiłyśmy do tego jeszcze jakieś ciasto, było ok, ale nic w stylu harropotterowym. Podsumowując: mocno się rozczarowałyśmy, a sytuacji nie polepszyło nawet całkiem dobre ciacho.

Ale takie serwetki mogłabym sobie kupić ♥

Mimo braku kremowego piwa, myślę, że Hogsmeade Cafe to fajna miejscówka, przede wszystkim na spotkanie fanów serii o młodym czarodzieju z Privet Drive. Dużym plusem jest oczywiście wystrój i kilka gadżetów, jak wspomniane okulary, różdżka czy miotła, z którymi bez problemu można sobie cyknąć fotkę. Chciałabym wybrać tam jeszcze raz, tyle że tym razem z nieco większym Leosiem, który - mam nadzieję - będzie już do tego czasu w gronie Potterhead'ów 😊😊😊


Hej! Dziś zapowiadany od x tygodni post~ Mam nadzieję, że przybliżę Wam choć część z tych mniej i bardziej poważnych aspektów pracy w koreańskiej korporacji. Jedziemy z tematem :)


Kapciochy 

Niezbędny element każdego szanującego się koreańskiego hwesałona. Nieważne, czy do pracy założy adidasy, kalosze czy szykowne półbuty - po przyjściu do firmy buty są zmieniane w tempie ekspresowym na wygodne klapki lub miękkie kapcie. W firmie, w której pracuję obecnie, co poniektórych można przyczaić w kapciach w wersji deluxe, z figlarnym puszkiem. Coraz częściej zwyczaj ten przechodzi też również na Polaków - a bo 'w końcu tak jest wygodniej', a bo 'ostatecznie pracuję w korkowej korpo, nie?', a bo szef przywiózł puszyste kapcioszki z Korei i obdarował nimi cały dział. Ale patrząc na tę kwestię bardziej serio, nie dziwi mnie noszenie tego typu obuwia w pracy przez Koreańczyków - w sumie w firmie spędzają całe dnie.

Parzenie kawy

Jeśli jesteś 'nowy' i zostaniesz poproszony o zaparzenie kawy przez/dla koreańskiego szefa, pamiętaj, że:
a) żadna kawa - sypana, rozpuszczalna, z ekspresu - nie jest lepsza od starej dobrej Maxim, czyli koreańskiej kawy rozpuszczalnej w saszetkach, zwanej też adżumma kopi
b) jeśli na stanie nie ma Maxim - ok... niech już będzie europejska rozpuszczalna
c) nie musisz wcale gotować wody w czajniku, gorąca woda z dystrybutora będzie w sam raz. A nawet jest wskazana kk
d) zalewając kawę w kubku, nawet jeśli są to małe papierowe kubeczki - nie wlewaj więcej wody niż do połowy kubka. Inaczej możesz zostać poproszony o zrobienie nowej kawy (true story)
e) nie musisz martwić się o latanie za łyżeczką - za mieszadełko świetnie posłuży zwinięta saszetka po kawie. Składasz, mieszasz, wyrzucasz i gotowe! (punkt dopisany dzięki przypomnieniu Moni, korpo-weteranki 😊)

Starbucks się chowa
(źródło)
Co ciekawe, parzenie kawy jest zlecane wyłącznie kobietom - nieważne, jakie stanowisko zajmują. Powiem szczerze, że w moim i znanych mi osób odczuciu, jest to jednak trochę upokarzające... Myślę, że dla Koreanek jest to coś normalnego przez konfucjański system 'porządkowania' społeczeństwa, jednak za granicą polecenie zaparzenia kawy, rzucone w stronę menadżerki-cudzoziemki, jest odbierany źle. Zazwyczaj brzmi to niestety jak rozkaz i człowiek z automatu czuje się sprowadzony do roli człowieka, nie nadającego się do niczego innego.

Poranne ćwiczenia

Z tego, co słyszałam, gimnastyka w koreańskim biurze odbywa się w kilku cyklach w ciągu całego dnia. W Polsce, o ile gimnastyka w ogóle jest, odbywa się ona z samego rana. Ja osobiście umierałam ze śmiechu z siebie samej, wydaje mi się, że nie byłam w tym odosobniona jeśli chodzi o polskich pracowników. Trudno było się nie uśmiechnąć widząc Koreańca, wymachującego z zapałem rękoma w rytm melodii, której każde odsłuchanie kojarzyło mi się tylko z wojskowym poligonem. W czeluściach Internetu udało mi się odszukać melodyjkę, do której miałam okazję poćwiczyć w dwóch firmach, w których pracowałam. Zestaw ćwiczeń podobny w 90% kk
                                   
Mycie zębów

Obowiązkowo po obiedzie! Nie pamiętam, by ktoś z polskich pracowników nie był choć trochę zdziwiony tym zwyczajem. Osobiście uważam, że powinno się to przyjąć także wśród nie-azjatyckiej części kadry ;) W Korei szczoteczki są 'składowane' jak w domu, także nie trzeba ich nosić z/do biurka/torby. Na dowód zdjęcie cyknięte przez Paulinę na stażu: 


Hierarchia w firmie

Korea to ciągle kraj, w którym mocno da się odczuć wpływ nauk Konfucjusza. Także w korporacji pracownicy są z automatu klasyfikowani z uwagi na wiek, doświadczenie, zajmowane stanowisko, ale też płeć. W firmie rządzi typ relacji przełożony-podwładny, która rozluźnia się trochę chyba tylko na czas firmowych kolacyjek. 

Wywiad środowiskowy

Tak nazywam lawinę pytań odnośnie życia prywatnego 😉 Zatrudniając się w firmie koreańskiej, musicie liczyć się z odpytywaniem o wiek, stan cywilny, wykształcenie, itd. Pamiętam, jakim szokiem było dla mnie pytanie o termin ślubu i plany powiększenia rodziny na rozmowie kwalifikacyjnej(!), po tym jak została ze mnie wyduszona informacja, że mam narzeczonego, jakieś pięć minut po wymianie standardowych uprzejmości... Teraz taka spowiedź nie jest dla mnie niczym zaskakującym, jednak uważam, że powinny istnieć jakieś granice. Cóż, na razie się na nie nie natknęłam...

Tytuły zawodowe

Nawet nie wiecie, jaki to ciężki orzech do zgryzienia 😊 Po roku pracy w mojej pierwszej korpo myślałam, że opanowałam w miarę sztukę zwracania się do poszczególnych przełożonych i że w tym temacie już mnie nic nie zaskoczy - ależ byłam wtedy głupia haha! Tytułów, jakimi należy okraszać nazwiska szefostwa, jest cała masa i można się w tym mocno pogubić. Temat był poruszany także przez Zakorkowanych (czyli p.Annę Sawińską z W Korei i nie tylko oraz Leszka Moniuszko z bloga yellowinside), za zgodą autorów pozwolę sobie przytoczyć przygotowane przez nich małe zestawienie:




A nie mówiłam? Im dalej w las... 😉

Dostępność 24/7

Mimo że od czasów pierwszych koreańskich inwestycji w Polsce na lepsze zmieniło się bardzo dużo, o tyle myślę, że próby wymuszenia na polskich pracownikach bycia dostępnym 24h na dobę nadal nie ustają. Koreańczycy nawet jeśli przyjmują do wiadomości, że ich pretensje o nie odbieranie telefonów czy totalne odcięcie się od pracy po jej ukończeniu, pozostają bez echa, nadal jest to dla nich niezrozumiałe i często spotykam się ze stwierdzeniem, że Polacy są leniwymi i nieodpowiedzialnymi pracownikami. W Korei, nawet jeśli jest się dopiero sawonem, nie ma mowy o wyłączeniu telefonu służbowego czy nie odpowiedzenia na wezwanie szefa. Ale moment, moment... o czym ja mówię? Telefony służbowe? A co to takiego??? Z tego, co słyszałam od moich koreańskich współpracowników, w Korei pracownicy korzystają w firmie ze swoich prywatnych telefonów. Mimo że większość zasad zawodowego pożycia z Koreańczykami już ogarniam, i tak było dla mnie szokiem, kiedy ktoś z naszej firmy wydzwaniał do asystenta w centrali np. o 2. czy 3.nad ranem, bo COŚ TAM. Z drugiej strony muszę niestety dopisać, że jako tłumacz sama bardzo często nie rozstaję się z telefonem firmowym po pracy w tygodniu, w czasie weekendu czy nawet urlopu. (w tym za granicą). Korpoodpowiedzialność nie daje mi żyć z dala od firmowych trosk 😉 Ale tę kwestię rozwinę w poście opisującym strictem pracę tłumacza.

Nadgodziny

W Korei nadgodziny to coś zupełnie normalnego i wręcz WYMAGANEGO od pracowników. Na tym polu panuje zasada, że pracownik niższy szczeblem nie może opuścić firmy przed swoim szefem. Jeśli pracownik pracuje do późnych godzin nocnych, jest uznawany za pracownika dobrego. Szkoda tylko, że tak bezsensownie trzaskane nadgodziny nijak się mają do efektywności. Oczywiście, zdarza się tak, że jest praca do nadgonienia, ale osobiście bardzo rzadko spotykam się z takimi przypadkami - w praktyce wygląda to na ogół tak, że Koreańczycy odsiadują czas do wyjścia z firmy grając w gry, ćwicząc czy też ŚPIĄC na biurku. Słyszałam, że w Korei często wygląda to podobnie. W Polsce, nawet będąc menadżerem, nadgodziny są na ogół postrzegane jako wynik niedostatecznej organizacji pracy i traktowane jako konieczność. Także niestety w tej kwestii Polskę i Koreę dzieli (i raczej jeszcze długo będzie dzielić) wielka przepaść.

Really REALLY small talk

Koreańczyk zlecający zadanie do wykonania swojemu pracownikowi, nie wdaje się za bardzo w szczegóły. Mówi po prostu do it. W wersji rozbudowanej polecenie brzmi  Do it ASAP (as soon as possible - najszybciej jak to możliwe). Często podwładny jest wrzucany w tematy, w zakresie których nie ma zielonego pojęcia, co jeszcze bardziej utrudnia zabranie się za task od szefa. Podpytywanie o jakiekolwiek wskazówki też na ogół kończy się fiaskiem. Za to należy być gotowym na jazgot przy prezentacji swoich wypocin, bo nagle na pewno milion rzeczy nie będzie się zgadzać z tym, co PRZECIEŻ POWIEDZIAŁ SZEF! Macie to jak w banku!

PPT for life

Dam Wam bardzo dobrą radę... Przed rozpoczęciem swojej kariery w koreańskiej firmie, zawczasu pobierzcie jakiekolwiek lekcje z zakresu obsługi programu PowerPoint. Wierzcie mi, jeśli nie macie pojęcia o tym narzędziu - ZGINIECIE 😉 Chyba że jesteście pojętnymi uczniami i dacie radę oswoić się ze sztuką tworzenia profesjonalnych formatek/prezentacji/raportów/itp/itd. na bieżąco. W trakcie tworzenia ppt-owych arcydzieł, nie wolno zapomnieć o dbałości o szczegóły, bo koreańscy przełożeni potrafią przyczepić się o każdą pierdołę, taką jak np. różnicę w rozmiarze czcionki tekstu, niewyjustowanie elementów na stronie, itd. Przykład z życia: afera produkcyjno-jakościowa, wali się i pali, ogólny szał ciał. Poszczególne teamy mają do obmyślenia mega-hiper-innowacyjny plan korekcyjny. Czasu jest mało, mieliśmy na to niecałe 2h. Plan miał mieć super oprawę w ppt, wg wzoru wysłanego przez guru całej firmy, czyli samego prezesa. Na początku meetingu okazało się, że sześć zespołów korzystało z trzech - różniących się minimalnie, ale RÓŻNIĄCYCH SIĘ! - formatek. Koreany zawał na miejscu, próbowały ratować sytuację na miejscu w konferencyjnym, co niestety było zbyt czasochłonne. W końcu, po 45min nierównej walki z czcionkami i rozmiarami tabel, zrezygnowany vice odwołał spotkanie, kazał wrócić do biurek i naprawić ten karygodny błąd. Kurtyna 😉 W każdym razie jest to mus, ważniejszy nawet od Excela. No ok, przesadziłam kk Ale równie ważny!

Hwesik  

Firmowe zakrapiane kolacyjki to bardzo ważna część życia koreańskiego pracownika. O ile w Polsce jeszcze można się z tego jakoś wymigać (o ile jest się Polakiem), tak w Korei nie ma zmiłuj - jeśli szef mówi 'Idziemy na drinka', to idziemy na drinka. Żadnego 'ale'. Na miejscu czekają nas pijackie gry i zabawy i (na ogół) generalny zgon, średnio po jakiejś godzinie posiedzenia. Nie róbcie sobie nadziei, że wytrzymacie dużo dłużej niż szefostwo, bo Polandy, wódka 40%, a nie 19 jak soju i praktyka z picia odbębniona na studiach 😉 Na hwesikach króluje zasada no limits, pije i miesza się ze sobą wszystkie rodzaje alkoholu, jakie są pod ręką. Kolejne kieliszki/szklanki m̶u̶s̶z̶ą̶ ̶b̶y̶ć̶ są chętnie opróżniane w tempie ekspresowym, żadnych tam przystanków i innych dupereli, ppalli ppalli ma być, a nie jakieś pitu pitu. Żeby Was dobić dodam jeszcze, że karniaki w koreańskich alkochińczykach sprawiają, że proces robienia z Was zwłok momentalnie przyspiesza... Ale jest też jaśniejsza strona medalu - darmowa wyżerka haha

Bardzo realistyczny obrazek...
(źródło)
A tak na poważnie, to powiem szczerze, że hwesik był jedną z rzeczy, których obawiałam się najbardziej, kiedy stanęliśmy przed wyborem między Polską a przeprowadzką do Korei (ten temat też postaram się niedługo przybliżyć). Nie wyobrażałam sobie, że mój mąż po pracy do godziny 20:00, resztę dnia spędzi w towarzystwie szefa, bo on ma taki kaprys. Powodów do wykręcenia się od hwesiku praktycznie nie ma, a jeśli komuś uda się już wymigać, jest to postrzegane bardzo źle. 

Golf

Chociaż spotkałam się z Koreańcami, których golf nie jara (sic!), tak niestety jakieś 90% Koreańczyków przebywających w Polsce w golfa gra lub pogrywa. Golf na całym świecie jest postrzegany jako elitarny sport, jednak z uwagi na górzystość terenu, gra w golfa w Korei wiąże się z horrendalnymi wydatkami, z racji czego na tego typu rozrywkę może sobie pozwolić naprawdę mały odsetek społeczeństwa. Dlatego też, kiedy tylko pogoda na to pozwala (czyt.: wiosną, latem, jesienią i zimą), polskie pola golfowe są okupowane przez Koreańczyków praktycznie co weekend. Klastery urządzają sobie nawet swoje turnieje. W moim przypadku golf kładzie wieli cień na moje życie małżeńskie, śmieję się czasem ponuro, że gdyby małż miał ratować z pożaru mnie lub zestaw kijów, to wiadomo, co by wybrał hahaha Nieważne, czy deszcz, czy śnieg (serio!), czy czwarta rano, Mr. Do zabiera swoje graty i pędzi na pole oddalone od nas o 1,5h jazdy samochodem. To się nazywa pasja.

Leoś za dwa lata
(źródło)
 Stosunek do kobiet

Będąc kobietą w koreańskiej korporacji niestety trzeba się liczyć z tym, że szanse na awans do pozycji menadżera jest bardzo trudne, a często nawet i niemożliwe. A nawet jeśli już pracownica posiada tytuł menadżerski, często nie bierze udziału w negocjacjach czy innych ważnych spotkaniach. Jeśli tylko istnieje taka możliwość, na jej miejsce wzywany jest menadżer-mężczyzna, a nawet ktoś, kto pracuje na niższym stanowisku i nie ma pojęcia o danym temacie - ważne, że facet... Kiedyś znajoma, szefowa prężnie działającej agencji eventowej, opowiadała mi, jak po przyjściu na umówione spotkanie z pewnym koreańskim biznesmenem, pan się z nią przywitał, jednak nie zaczął rozmowy. W końcu po jakimś czasie znajoma spytała, czy jeszcze na kogoś czekają, na co pan odpowiedział, że na jej szefa - kurtyna.
Bardzo to smutne, jednak wszystko sprowadza się ponownie do filozofii konfucjanizmu. 

Koreańskie znaczy lepsze

Koreańczycy są bardzo dumni z sukcesów, jaki odnosi ich kraj na arenie międzynarodowej, wykazują się bardzo silnym patriotyzmem ekonomicznym. Wszystko, co koreańskie, jest naturalnie NAJLEPSZE. Często zdarza się, że firmy produkcyjne zamawiają potrzebne części od koreańskich firm stacjonujących w Polsce. Wszystko ok, tyle że zazwyczaj firmy te narzucają bardzo dużą marżę, choć produkt jest taki sam (lub gorszy) aniżeli część z nie-koreańskiej fabryki. Ale co tam jakieś części... dla mnie hitem było przywożenie z Korei nawet papierowych teczek czy markerów do tablic. I ten szok, kiedy pytałam, dlaczego nie kupią sobie tego w Polsce? - 'a macie COŚ TAKIEGO?'. Piękne.

Wieczny chaos

Na zwieńczenie listy mała, aczkolwiek znacząca uwaga - pracując z Koreańczykami, nie należy spodziewać się harmonii, będzie tu raczej wskazany psychiczny trening na niekończące się tornado. Niech Was nie zmylą momenty spokoju, nie oznaczają one bowiem nic innego jak zbliżający się tajfun. Koreańczycy, mimo zaplanowanych i potwierdzonych audytów, mimo ciągłego przypominania o nich wszystkim pracownikom, nie robią nic konkretnego i dopiero kiedy nie ma już czasu praktycznie na nic - robią wszystko na hurra. Jeśli jakaś decyzja będzie podjęta na długo przed deadline'em, mamy 99% gwarancji, że zostanie zmieniona jeszcze kilka razy. Także o spadek ciśnienia krwi w pracy martwić się nie trzeba 😉

Na tę chwilę to tyle ode mnie, jeśli chodzi o podstawy korpożycia wśród Koreańców - zrobił się z tego całkiem długi post! Mam nadzieję, że pomoże on choć w jakimś stopniu osobom, które myślą o aplikacji do jednej z koreańskich firm. A tym, którzy doświadczyli już pracy w koreańskim środowisku - przypomni o tym, jak miło spędzili czas w tego typu przybytku 😉 😉 😉

Zachęcamy do podzielenia się własnymi spostrzeżeniami i wspomnieniami 😉 w tym temacie!
Jak wspomniałam w pierwszej części tego wpisu ostatnie doświadczenie z krótkiego pobytu w koreańskiej firmie było dla mnie  zarówno świetną okazją podpatrzenia owej ‘od środka’, jak i źródłem niezłego stresu i źle przespanych nocy. Dzisiaj trochę więcej o tych ostatnich.

W te wakacje odbyłam swój pierwszy staż. Nie tylko pierwszy w Korei, co w ogóle, w życiu. Chociaż do dnia dzisiejszego zdążyłam odbyć kilka part-time jobs czy też ‘alb’, tak ten staż był dla mnie pierwszym doświadczeniem tego typu. I, jak sie okazało, o tyle ważniejszym, bo odbywał się on w typowej koreańskiej firmie.

       Boom na koreańskie kosmetyki trwa w najlepsze. Po premierze książki "Sekrety urody Koreanek" Charlotte Cho, szał na koreańską pielęgnację wzmógł się jeszcze bardziej, i to na całym świecie. Także w Polsce coraz częściej w najpopularniejszych sieciówkach, takich jak Rossmann czy Hebe, można natknąć się na maski w płachcie czy kremy BB, w Internecie szybciej znajdziemy też emulsje, tonery, pianki, olejki... czego tylko dusza - a raczej skóra ;) - zapragnie! 
Oprócz sieciówek i sklepów internetowych, osoby z Wrocławia mogą się udać do sklepu K-Beauty 101 w Pasażu Grunwaldzkim - w dzisiejszym poście kilka informacji na temat tego przybytku ;)
LOKALIZACJA I DOJAZD

        Jak już wspomniałam, sklep mieści się w Pasażu Grunwaldzkim - dojazd macie ZEWSZĄD :) Wystarczy odpalić aplikację jakdojade i w miejscu docelowym wpisać PL. GRUNWALDZKI - wysiadacie przy samym Pasażu, więc nie sposób się zgubić. Sklep mieści się na pierwszym piętrze, naprzeciwko Lulu Cafe.


 DOSTĘPNE MARKI

        Jak na razie w sklepie króluje marka The Saem - oferta z tej marki jest dość spora i obejmuje produkty jak kultowe już maseczki w płachcie, pianki i olejki do mycia twarzy, kremy do rąk, tonery, emulsje, serum... Oprócz kosmetyków typowo pielęgnacyjnych, znajdziemy tam też produkty do makijażu, jak cienie do powiek, pomadki, podkłady. K-Beauty 101 w Pasażu jest otwarty od grudnia 2016r., jednak dopiero się rozkręca. Ostatnio asortyment poszerzył się o takie marki jak Etude House czy Urban Dollkiss, a do grona masek w płachcie zawitało uwielbiane przez Koreanki Mediheal. W planach są też inne marki, m.in. A'Pieu.






PROGRAM LOJALNOŚCIOWY

        K-Beauty 101 prowadzi swój program lojalnościowy - każdy z klientów może bezpłatnie założyć jeden z dwóch wariantów kart (Color Princess lub Pursuit of happiness), zbierać na kartę punkty (1pkt za każde wydane 20zł), a potem wymienić je na konkretną usługę - analizę skóry, zabieg pielęgnacyjny lub makijaż (warianty i wymagana ilość punktów poniżej). Po dołączeniu do programu lojalnościowego, otrzymuje się 5pkt na start - jednak te punkty są przeznaczone tylko do wykorzystania na analizę skóry. Posłuży do tego specjalistyczny sprzęt będący na wyposażeniu salonu :) Przyznam szczerze, że taka opcja na start jest bardzo fajna, pozwoli bowiem na dokładniejsze poznanie potrzeb naszej cery i dobranie odpowiednich kosmetyków. Sklep organizuje też wiele eventów dla posiadaczy kart lojalnościowych, takich jak zniżki na dane serie bądź cały asortyment (całkiem niedawno można było nabyć kosmetyki do 70% taniej, właśnie z kartą). 



OBSŁUGA

        Team K-Beauty 101 zna się na swojej robocie i naprawdę ułatwia zakupy w sklepie ;) Pracownice posiadają naprawdę rzetelną wiedzę na temat produktów dostępnych w sklepie, podpowiedzą niezdecydowanym lub objaśnią tajniki koreańskiej pielęgnacji tym, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę na tym gruncie. 

CENY

        Jeśli chodzi o ceny w K-Beauty 101 - mogę napisać tylko tyle, że nie różnią się zbytnio od tych, które widzimy na różnych polskich stronach internetowych. Nie chcę się kłócić z nikim, kto zechce zauważyć, że na ebay'u czy innych zagranicznych stronach można kupić dużo taniej koreańskie kosmetyki w ogóle - dla mnie jest to oczywiste. Przebitka cenowa jest często nieporównywalna z tym, co zastajemy u polskich dystrybutorów. Jednak w tej kwestii oceniam K-Beauty 101 jako sklep stacjonarny - i uważam, że ceny są jeszcze do przyjęcia. Kremy, serum i inne tego typu produkty wszędzie są trochę drogie, ale za to produkty do oczyszczania czy maski nie wypadają cenowo jakoś strasznie. Nie jestem w stanie wypisać ceny każdego produktu, ale tak orientacyjnie już tak: pianki do mycia twarzy można nabyć już za 20zł, ceny masek w płachcie zaczynają się od 6zł, kremy do twarzy to koszt minimum koło 90zł, a BB cream znajdziemy już za 60zł. Po konkretne ceny można śmiało pisać przez fb lub instagram sklepu. 





        Podsumowując, ja ze swojej strony bardzo polecam sklep K-Beauty 101. Po pierwsze - zakupy w sklepie stacjonarnym to meeeega wygoda. Koreańskie mazidełka na wyciągnięcie ręki, achh ♡ Po drugie - profesjonalna obsługa! Po trzecie - faktyczne korzyści płynące z karty lojalnościowej, które będziecie mogli odczuć na własnej skórze ;) Bardzo dużym plusem jest też możliwość otrzymania próbki danego kosmetyku - wystarczy wziąć ze sobą pojemniczek, a obsługa odleje mały sample do środka :)

Aby nie przegapić info o bieżących eventach, promocjach czy dostawach nowych produktów, zapraszamy na fejsbukowy fanpage i Instagram sklepu~

     Na Seomun Market - największe targowisko w Daegu - wybrałam się razem ze szwagrem i teściową, równo tydzień po przylocie do Korei w październiku 2016r., zaraz po uporaniu się z kręceniem naszych rodzinnych bijatyk na rzecz uciechy koreańskiego narodu (o którym pisałam TUTAJ). Na targ możecie dojechać linią metra nr 3 - wysiadacie na stacji Seomun Market (서문 시장) i voila, jesteście na miejscu.

     My niestety (wyjeżdżając, miałam jeszcze liche nadzieje, że jednak stety) wybraliśmy się autem. Od momentu, gdy zjechaliśmy z głównej drogi w jedną z uliczek prowadzących na targowisko (w sumie to już na sam targ, jeżeli by liczyć te stoiska opatulające w/w uliczkę) do wjazdu na parking zeszło nam, tak na spokojnie, 40 minut. Tak, mieliśmy do pokonania 200 metrów. Tak, Koreańczycy znów dali popis swoich driving skills (zresztą kiedy nie dają?!). Tak, trafił mnie szlag ^^
Po zaparkowaniu auta przez szwagra (nie pytajcie, przeszłam trzy zawały), rozpoczął się nasz zakrojony na olbrzymią skalę szoping. Jak to bywa w koreańskich przybytkach tego typu, stoisk było milion pięćset sto dziewięćset, a zakres asortymentu obejmował przedział od rzeczy najbardziej bzdetnych do najbardziej pożądanych.

     Oczywiście ja, jako matka planująca szalone zakupy ścier do chodzenia/spania/sprzątania za 10 tys.wonów, zaczęłam od zakupu rzeczy niezbędnej, czyli maski dziecięcej do noszenia w trakcie choróbska (jest jeszcze za duża) i jesiennej kurtki dla Leosia (na koniec jesieni chyba by przeszła... a jakże, kolejna w szafie małego szafiarza, do założenia na kilka razy). Ale! Głównym (moim) celem było kupno mini-hanboka dla naszego mini półKoreańczyka. I znależliśmy! Prawdziwie męski hanbok w kolorze głębokiego granatu. I uwierzcie mi - kupiłam to nawet biorąc pod uwagę fakt, że Młody wytrzyma w nim tylko dwie minuty na swoim roczniakowym party kk Poza tym nagle okazało się, że babcia chce fundnąć to cudeńko, więc 80tys. wonów zostało w mojej kieszeni hahah

Po roczku wpinam go do antyramy i na ścianę. PIĘKNY
W międzyczasie odhaczyliśmy żarełko w jednej z restauracji odznaczonej gwiazdką Michelin, rodem z koszmaru polskiego Sanepidu.



Tteokbokki (떡볶이)

I prawie dałam się namówić na TO, ale jestem twarda! (czytaj: nie chciało mi się stać w kolejce z 9 kg w nosidle z przodu).

Z dedykacją dla dietujących się.

W ofercie na Seomun znajdziecie też oryginalne (a któż twierdziłby inaczej) torebki prosto od Loius Vittou i innych światowej sławy projektantów. Tak sobie teraz myślę, dlaczego nie kupiłam... Kurde, taka okazja. 


     Na koniec całkiem poważne podsumowanie kk na Seomun ani żadne inne targowisko w Korei odradzamy zabieranie ze sobą całego budżetu, przygotowanego na przeżycie i rozrywki w trakcie pobytu w Korei. Stoiska kuszą ciuchami/butami/torbami/akcesoriami za mana (man - 10 tysięcy wonów) i mniej lub więcej. Jakość często pozostawia wiele do życzenia, ale infantylność koreańskiego stuff'u kusi. Wierzcie mi, sama tyle razy kupiłam coś okropnie wykonanego/kompletnie niepożytecznego tylko ze względu na powyższe :P
Dodajmy do tego przepyszne żarło (takie targowiska skupiają chyba kucharki z najdłuższym stażem :)) plus wymyślne deserki (na tym nie oszczędzajcie!). Trudno wyjść stamtąd z pustymi rękami, ale za to opróżnić portfel jest już łatwiej. Tyczy się to przede wszystkim osób, które są w Korei po raz pierwszy (chyba nie mówię tu tylko o sobie, hę?) i są bardziej podatne na wszystko to, co powyżej opisałam kk
W porównaniu do Seulu, Daegu ma do zaoferowania duuużo mniej miejscówek typu must see, jednak jeśli wybieracie się do Daegu, to o Seomun Market warto zahaczyć. Chociażby ze względu na przepyszne tteokbokki ♡